"Polska to taki dziwny kraj w którym jedni w dzień sadzą ziemniaki, a drudzy noca je wykopują" Kiedyś to usłyszałem i mimo, że mnie to wkurza, czasami tak sie dzieje.
Przesyłka konduktorska jest, ale na pośrednich stacjach pociąg stoi np. minutę i to nie jest czas, w którym konduktor odbierze przesyłkę. A wydawałoby się, że wystarczy wypełnić druk umieszczony w internecie i wręczyć poczkę w ręce kolejarza. To samo z odbiorem na małej stacji-nie wiem w czym problem, wydawało by się , że okazanie dokumentu tożsamości powinno wystarczyć. Niestety to byłoby zbyt proste. Najlepiej wsiąść do pociągu na stacji początkowej, przejechać do następnej stacji a po drodze załatwić formalności przewozowe oszukując, że w paczce chlupie woda kolońska. Odbiór też powinien polegać na przejechaniu się pociągiem. Byłby czas na spokojny odbiór. Później wystarczy poczekać na pociąg powrotny i po sprawie.
Ostatnio jeździłem pociągami na trasie Bydgoszcz-Gdynia.
Pierwszy zestaw pozwolił mi wrócić do czasów PRL-u. Typowy „żółtek”, siedzenia obite dermą, typ bezprzedziałowy. No trudno, z rozrzewnienie wspomniałem odległą młodość, otworzyłem książkę i zatopiłem się w lekturze. Ruszyliśmy i się zaczęło. To Coś, na czym siedziałem, nagle ożyło i chciało mnie zabić. No, może przesadzam, ale na pewno zrzucić z siebie. Wagon niebezpiecznie dygotał w poprzek torów. To Coś, na czym siedziałem, wierzgało, wydawało trzeszczące dźwięki i jęczało żałośnie. Konduktor sprawdzający bilety był chyba synem linoskoczka i tancerki, bo jakim cudem utrzymywał się na nogach na chybocący pokładzie. Musiałem trzymać się dwoma rękoma oparć i tak dotarłem do stacji docelowej. Pomyślałem: „nigdy więcej”.
Następnym razem pojechałem pociągiem pospiesznym. Kupując bilet z numerem loteria-przedział lub "stodoła". Tym razem stodoła. Niestety, kondycja zdrowotna naszego społeczeństwa dogorywa. Trzy przypadki kaszlu: mokry, suchy i chyba suchoty. Za plecami głucha kobieta z telefonem. Chyba daleko dzwoniła, bo mocno krzyczała. Chciałem jej powiedzieć, że może by tak użyła telefon, zamiast próbować się dokrzyczeć, ale dałem spokój. Na dokładkę trzy młode dziewczyny z ilorazem inteligencji na poziomie wieszaka na kapelusze. Wiem, że to pozory, ale chichotały , zaśmiewały się zwracając powszechną uwagę na siebie i właśnie o to im chodziło-pełny sukces. Byłem bliski przegryzienia im gardła, ale na szczęście dojechałem do celu. Powiedziałem sobie: ”nigdy więcej”
Kolejny raz jadąc zaplanowałem pełny komfort-Intercity i tzn „strefa ciszy”. Wpadłem na peron w ostatniej chwili i wskoczyłem do pociągu, tak mniej więcej w połowie, w okolicach Warsu. Ponieważ nie wiedziałem, gdzie mój przedział w strefie ciszy zapytałem o to Panią z kuchni restauracyjnego wagonu. Pani pulchną rączką wskazała na początek pociągu mówiąc, że „na końcu”. Przez chwilę zastygłem, coś miałem na końcu języka, jakąś kąśliwą uwagę, ale długoletni staż ze Smoczycą nauczył mnie nie dyskutować z kobietą w kuchni, zwłaszcza jak ma pod ręką jakieś ostre sprzęty. Poszedłem w kierunku początku mojego pociągu czyli na jego koniec. Mijając kolejne wagony pomyślałem, że dla Pani kursującej tym pociągiem tam i powrotem pociąg nie ma początku i końca (bo one by się ciągle zmieniały ) tylko dwa końce, więc miała rację. Tak rozmyślając dotarłem do końca pociągu, tuż za lokomotywą, czyli do początku pociągu (ale w moim Matrixie). Cudo, cisza, nikt nie gada przez telefon, nie klika głośno klawiszami , można poczytać-miodzio. Cisza, ale krótko, tak do pierwszej stacji kolejowej. Pani normalnym głosem zapowiedziała stację np. Tczew. Chwilę później powtórzyła tę informację ściszonym głosem dla nas , pasażerów strefy ciszy . Tak jak w filmie „Miś”. Tak, jakby po normalnej zapowiedzi, ktoś zaciskał palce na jej szyi i ona ściszonym charczącym głosem wypluwała z siebie: Tczew. Stacji było mało, z zaciekawieniem słuchałem powtórną informację czekając, czy tym razem się udusi czy jeszcze nie. To nie była największa atrakcja „strefy ciszy”. Siedziałem zaraz za lokomotywą. Przejeżdżając przez przejazdy kolejowe lokomotywa porykiwała wesoło, co nie miało nic wspólnego z ciszą tak przeze mnie pożądaną. A na tej trasie przejazdów jest wiele. Pomyślałem: ”nigdy więcej”
Po pierwsze : Reżyser Bareja nie musiał wymyślać scen do swoich filmów, wystarczy obserwować naszą rzeczywistość.
Po drugie: możesz wyjść z PRL-u, ale PRL nie wyjdzie z ciebie.